czwartek, 19 stycznia 2012

Obiad z Kanibalem !

   Miała na imię Beata.Od zawsze zadziwiała mnie swoją osobowością.Odkąd pamiętam wszyscy o niej mówili -ta to sobie nie da w kaszę dmuchać !
Szła przebojem przez życie ,czerpiąc całymi garściami. To co inni musieli wydzierać jak sępy :markowe ciuchy czy wysokie kieszonkowe od rodziców, ona miła na  przysłowiowe psykniecie palca.Ja w tym czasie  musiałem sprzedawać butelki ,aby nie być bez grosza przy dupie.Wiedziała zawsze co powiedzieć ,jak się zachować bo czerpała dobre wzorce z  rodzinnego domu .
Życie jak z płatka czy tez inaczej , życie bez większych wpadek i rozczarowań . Pamiętam jednak jedną chwile z jej życia ,  kiedy to naprawdę zrobiło się jej łyso.
  Obskurny dworzec wschodni w Warszawie przytarł jej nosa na zawsze .Nie tyle dworzec co, mężczyzna o czarnej skórze jak noc listopadowa .
 Każdy człowiek będąc w podróży musi od czasu do czasu coś zjeść .Tak też pomyślała Beata zamawiając zestaw obiadowy w przydworcowym barze .Z ,,bogatego,,  menu zamówiła zestaw ,,standard,, czyli trochę chińszczyzny  -tj.ryż w zalewie po polsku (pomidorówka ) i cos z dań włoskich, też po polsku -czyli kluski z serem !Wykwintny lokal pękał w szwach nie ze względu na swoją renomę a na przenikający chłód jaki panował na zewnątrz.
Po postawieniu swojej uczty na skrawku czystego stolika udała się jeszcze po  kompot który był bonusem do owego zestawu obiadowego.Po powrocie zobaczyła ,że jakiś czarnoskóry jegomość zajada się jej  zupą .Pomyślała udław się,, asfalcie ,, po czym dostojnie zasiadła i zjadła drugie danie. popijając jakimś rozcieńczonym wywarem z jabłek .Facet uporał się szybciej od niej wiec wstał, pokiwał głowa na boki, mówiąc  łamaną polszczyzna -do zbacienia !
Była tak wkurzona ,że uznała to jako zaczepkę i nie odpowiedziała na nią.
Gdy wygasły wszystkie emocje po zapchaniu głoda zaczęła zbierać się do wyjścia.Bar nieco opustoszał  wiec mogła rzucic okiem na to udekorowane PRL-em miejsce.Jej skronie napłynęły świeżo pompowaną krwią !  Trzy stoliki dalej , pod następnym oknem ,  zauważyła nietchnięta zupke pomidorowa i kluski opsypane serem .Zrozumiała swoja gafę i poczuła się zeszmacona do cna .
Komentując to już po fakcie mówiła nam, ze czuła się jakby  tu cyt,,wydymał ja murzyn na oczach całego baru dworcowego,, i najgorsze na jej-własne życzenie .
Od tamtego zdarzenia minęło sporo lat ,ale  wiem na pewno że Beata do dziś nie przepada za kluskami z serem a jej życiowy tupet nieco stępił swoje szpony !

ps .tekst dedykowany Beacie H z domu H....skich 


2 komentarze: